Forum www.chor.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pożegnanie z łaciną?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chor.fora.pl Strona Główna -> Warsztat
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jurgens
Administrator



Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 1634
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ożarów Maz.

PostWysłany: Sob 22:22, 30 Maj 2009    Temat postu:

Michał napisał:

Wczytaj się uważniej w moje poprzednie wypowiedzi Wink
Nie stwierdziłem, że nie dostrzegano różnic w wymowie, lecz, że dla ówczesnych kompozytorów muzyki religijnej ten aspekt wykonania ich utworów nie mógł mieć znaczenia.


Dzisiaj też zapewne są kompozytorzy, dla których w ogóle aspekt wykonywania dzieł nie ma żadnego znaczenia.

Mam tylko takie pytanie - czy żaden z utworów z okresu renesansu nie wykorzystuje brzmienia konkretnych sylab w utworze?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 9:20, 31 Maj 2009    Temat postu:

jurgens napisał:
Mam tylko takie pytanie - czy żaden z utworów z okresu renesansu nie wykorzystuje brzmienia konkretnych sylab w utworze?


Widzę, Jurek, że zmuszasz mnie (trochę na siłę Wink) do rozwinięcia tematu, choć wydaje się, że wcześniejsze argumenty w wystarczającym stopniu uzasadniają moją tezę. Mam jednak chwilkę czasu i czemu nie? mogę coś tam nabazgrać Smile

Najpierw jednak, muszę wprowadzić trzy zastrzeżenia, i tym samym ograniczyć Twoje nazbyt ogólnie postawione pytanie Wink

1. Cały czas mówimy tutaj wyłącznie o polifonii sakralnej, opartej na tekście ordinarium i proprium missae, cytatach z Vulgaty oraz łacińskiej poezji religijnej. W renesansowych chansons i madrygałach (francuskich, angielskich, włoskich, niemieckich, czy hiszpańskich) efekty onomatopeiczne, powiązane ze specyfiką wymowy danego języka, były na porządku dziennym (np. chansons programowe Janequina).

2. KAŻDY utwór wokalny z tekstem „wykorzystuje” konkretne sylaby w takim sensie, że trzeba je jakoś wyartykułować, co niesie ze sobą określony efekt brzmieniowy. Rozumiem zatem, że tobie chodzi o jakieś unikalne zabiegi kompozytorskie w zakresie faktury i kolorystyki, które byłyby ściśle powiązane ze specyfiką jednego wybranego sposobu wymowy łaciny.

3. Z całego ogromu zachowanej i odtworzonej renesansowej polifonii słyszałem dotychczas zaledwie z setkę cyklów mszalnych i może z tysiąc motetów opartych na łacińskich tekstach. Trudno mi zatem jednoznacznie zawyrokować, że nie było takich pojedynczych przypadków i udzielić Tobie stuprocentowej gwarancji Wink
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 9:21, 31 Maj 2009    Temat postu:

Jaki był stosunek ówczesnych teoretyków do omawianego w tym wątku zagadnienia?

Na podstawie wybiórczej lektury źródeł z epoki mogę stwierdzić, że teoretyków aspekt brzmieniowy mszy i motetów w ogóle nie interesował. Przypomnę tylko w olbrzymim skrócie, że w wiekach średnich, i częściowo także w renesansie, tę dziedzinę sztuki traktowano w dość specyficzny sposób. Według koncepcji Pitagorasa, przeszczepionej na grunt średniowiecznej scholastyki za pośrednictwem Boecjusza, to co dzisiaj zwykliśmy traktować jako muzykę zajmowało zaledwie trzecie miejsce (jako tzw. "musica instrumentalis") w trzystopniowej hierarchii, po "musica mundana" (harmonia sfer) i "musica humana" (harmonia jaka powinna panować w człowieku). Muzyka była traktowana jako jedna z dziedzin nauki i w ramach systemu tzw. "sztuk wyzwolonych" (artes liberales), stanowiącego podstawę kształcenia na wszystkich średniowiecznych uniwersytetach, zajmowała honorowe miejsce wśród nauk ścisłych (malarstwo czy rzeźba, wymagające nakładu pracy fizycznej, były po Arystotelesowsku lekceważone i traktowane jako zwykłe rzemiosło):

quadrivium:
arithmetica
geometria
astronomia
musica

trivium:
grammatica
rhetorica
dialectica-logica


„[Boecjusz] mówiąc o muzyce, ma na myśli matematyczną naukę o prawach muzycznych. Jego zdaniem muzyk to teoretyk, znawca matematycznych reguł rządzących światem dźwięków, podczas gdy wykonawca często nie jest niczym więcej, jak tylko pozbawionym biegłości sługą. Kompozytor natomiast to człowiek kierujący się instynktem, nie znający niewysłowionego piękna, które jedynie teoria może uwydatnić. Jedynie ten, kto ocenia rytmy i melodie w świetle rozumu, może być nazwany muzykiem. Boecjusz wydaje się niemal gratulować Pitagorasowi, że podjął studium muzyki relicto aurium iudicio, pomijając ocenę podyktowaną wrażeniami słuchowymi.” [Umberto Eco, Sztuka i piękno w Średniowieczu, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s. 47]

Zatem, w ówczesnych traktatach o muzyce z pewnością nie odnajdziesz choćby śladu dyskusji na temat niuansów wymowy łaciny w polifonii sakralnej i jej wpływu na kształt brzmieniowy utworu. Zamiast tego, możesz postudiować abstrakcyjne, matematyczne rozważania o proporcjach i liczbach oraz zawiłe estetyczne dywagacje na temat: harmonii sfer, funkcji muzyki w liturgii itp. Te bardziej specjalistyczne traktaty opisują co najwyżej zasady systemu tonacji kościelnych i prowadzą ożywioną dysputę na temat konsonansowości i dysonansowości interwałów.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 9:23, 31 Maj 2009    Temat postu:

Jaki był stosunek samych kompozytorów do omawianego w tym wątku zagadnienia?

Tutaj również nie natknąłem się, jak dotąd, na żaden ślad, żaden zapisek, który sugerowałby, iż kwestia wymowy łaciny miała dla kompozytorów jakiekolwiek znaczenie. Co więcej, jeśli przyjrzymy się średniowiecznej i renesansowej polifonii sakralnej wydaje się to tym bardziej nieprawdopodobne.

Sztuka, w tym także muzyka, nie znosi zastoju, status quo, przepisów, stabilizacji, powielania. Potrzeba poszukiwań nowych środków, nowych rozwiązań warsztatowych czy formalnych, jest zakodowana chyba u większości twórców. O ile od Baroku w górę owych nowatorskich eksperymentów dokonywano przeważnie na gruncie muzyki instrumentalnej (zarówno solowej, kameralnej, jak i symfonicznej), o tyle dla kompozytorów renesansowych rolę takiego „poletka doświadczalnego” pełniły wokalne motety i cykle mszalne (muzyka instrumentalna miała wówczas charakter wybitnie użytkowy, taneczny). Myślę zatem, że przede wszystkim w tym ograniczeniu repertuarowym należy upatrywać przyczyn wyabstrahowania muzyki sakralnej, odejścia od czysto liturgicznych, religijnych funkcji. Dla takiego Ockeghema tekst ordinarium missae był jedynie kanwą dla przeprowadzania eksperymentów ze skomplikowanymi kanonami, czy wdrażania nowatorskich rozwiązań kontrapunktycznych. Równie dobrze mógłby posłużyć się w tym celu fragmentem prywatnego listu, czy przepisem kulinarnym, jednak w tamtych czasach, oczywiście, nikt by tego nie wykonał.

Kiedy Alessandro Striggio (c.1540-1592) zaprezentował w Londynie swój 40-głosowy motet Ecce beatam lucem, spotykając się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem, ambitni Anglicy postanowili udowodnić makaroniarzom, że też nie są w ciemię bici, i Thomas Howard (książe Norfolku) zamówił u Thomasa Tallisa słynny 40-głosowy motet Spem in alium. Nie trzeba dodawać, że i dla samego kompozytora podjęcie się tego zadania miało przede wszystkim posmak rywalizacji, kompozytorskiego wyzwania, chęci zaimponowania swoim kontrapunktycznym kunsztem, a wymowa tekstu nie miała najmniejszego znaczenia. Zresztą, któżby cokolwiek zrozumiał z tych strzępów zgłosek taplających się w polifonicznej mazi:

[link widoczny dla zalogowanych]

Brzmi to niemal jak mikropolifonia Ligetiego!


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 9:33, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 9:27, 31 Maj 2009    Temat postu:

Czy sądzisz, że Striggio przejąłby się, gdyby wówczas w Londynie wykonano jego łaciński 40-głosowy motet z angielskim akcentem? Wink

Czy sądzisz, że Ockeghem, zmagając się ze skomplikowanym kontrapunktem kanonów menzuralnych w „Missa prolationum”, lub Josquin, pisząc „Missa ad fugam”, zaprzątali sobie głowę określoną barwą łacińskich spółgłosek?

Taki Clement Janequin, kiedy komponował programową chanson „La Bataille” z pewnością uwzględnił specyfikę francuskiej fonetyki i świadomie zastosował określone efekty onomatopeiczne. Jednak, czy parę lat później, opierając na tym samym materiale cykl mszalny, przejmował się, że w tych samych miejscach raz występuje słowo „Ecoutez”, a za drugim razem „Kyrie”?

[link widoczny dla zalogowanych]

Skoro tak zasadnicza różnica w barwie zgłosek nie spędzała mu snu z powiek, czy przejąłby się takimi niuansami, jak „Agnus/Anius”?
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 9:28, 31 Maj 2009    Temat postu:

I owszem, kompozytorów interesował tekst, ale tylko w warstwie znaczeniowej. Stąd w późnorenesansowych motetach (np. u Lassusa) pojawia się szereg środków ilustracyjnych. Bernhold Schmid w artykule "Między słowem a muzyką w twórczości Orlanda di Lasso", opublikowanym na łamach kwartalnika "Muzyka" (2005, Nr 2, s. 3-16) przytacza kilka przykładów takich pomysłów kompozytorskich:

- jeśli w tekście pojawia się słowo "ascendere" albo "surgere", to melodia się wznosi;

- niebo ("coelum") wyrażają dźwięki wysokie;

- jeśli tekst mówi o czymś związanym z muzyką, np. o instrumentach, lub jeśli pojawia się słowo "cantare", występują melizmaty;

- niskie położenie głosów i długie wartości rytmiczne ilustrują cienie lub noc;

- przy słowie "niger" kompozytor posługuje się tzw. muzyką dla oczu (Augenmusik): czarne nuty (semiminimy i fusy) są widoczne jedynie dla śpiewaków, choć także słuchacze rozpoznają związaną z tym zmianę "metrum"... itp.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 9:29, 31 Maj 2009    Temat postu:

Jak wyglądała pod tym względem ówczesna praktyka wokalna?

Już o tym pisałem. Każdy z ośrodków najprawdopodobniej pielęgnował własną tradycję wymowy łaciny, niezależnie od kosmopolitycznego repertuaru, jaki wykonywano.

Wydaje się zatem, że trzeba uznać specyficzny status łaciny, jako lingua franca Europy wieków średnich i renesansu. Owa specyfika polega na tym, że był to język uniwersalny - należący do wszystkich i do nikogo. Pomimo tego, że każda nacja dodała do niego swoje "przyprawy" nie tracił przez to na komunikatywności i "autentyczności". To trochę tak, jak z dzisiejszą wspólną europejską walutą. Wink Banknot euro ma jednakową wartość, niezależnie od narodowych akcentów graficznych. Jednak, jeszcze parę lat temu nikt nie zgodziłby się na wymianę jednej marki niemieckiej na jednego włoskiego lira. Stąd, moja refleksja dotyczyła wyłącznie wymowy łaciny, a śpiewając utwory w innych językach trzeba, niestety, zadać sobie troszkę trudu. Wink
Powrót do góry
jurgens
Administrator



Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 1634
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ożarów Maz.

PostWysłany: Nie 12:50, 31 Maj 2009    Temat postu:

Michał - dowodząc tezy dajesz przykłady muzyki w której rzeczywiście kwestia wymowy jest pomijalna, bo nie ma szansy na to by w 40 głosowym utworze był słyszalny tekst.
Jednak kompozytorzy komponowali też utwory o mniejszej ilości głosów, gdzie tekst nie ginie już całkowicie. Co więcej zazwyczaj mieli okazję słyszeć bezpośrednio wykonanie tegoż utworu przez śpiewaków (albo nawet sami śpiewali) i po prostu przy komponowaniu musieli mieć w głowie brzmienie głosek.

Nie wątpię też w to, że śpiewając cudze utwory artyści wykonywali je we własnej wersji lokalnej łaciny. I to jest pytanie do wykonawców - co chcą osiągnąć w wykonaniu - czy to jak to brzmiało w premierowym wykonaniu prowadzonym najczęściej przez kompozytora, czy np. tak jak to brzmiało na Wawelu. Wykonawcy współcześni powinni analizując utwór zastanawiać się nad tymi aspektami i też oceniać, czy kompozytor brał pod uwagę kwestie wymowy czy też nie. Jak to brzmi w wymowie polskiej a jak np. w oryginalnej. (Tak na marginesie może warto zastanowić się czy np. utwory staropolskie wykonujemy we właściwej wymowie w stosunku do "oryginalnej")

Akurat nieszczęśliwie się składa, że proponowane przez Ciebie podejście jest praktykowane w 99% wykonań w Polsce - czyli po prostu śpiewamy z polską łaciną wszystko co popadnie. Niestety zazwyczaj nie towarzyszy temu oczywiście żadna, a jeśli już to w stylu że "nasza łacina jest najlepsza i wzorcowa" (już pomijam to że wykonywanie w innych odmianach jest traktowane jako błąd lub ignorancję).

Dlatego też wydaje mi się, że lepiej aby wykonawcy rozstrzygali ten temat analizując konkretny przypadek utworu i kompozytora niż posługiwali się argumentem mówiącym, że tak jak robiliśmy do tej pory jest dobrze i nie ma co się nad tematem zastanawiać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 13:24, 31 Maj 2009    Temat postu:

jurgens napisał:
...i po prostu przy komponowaniu musieli mieć w głowie brzmienie głosek.

A ja właśnie starałem się wykazać, że tak nie było (w tym sensie, że barwa zgłosek w żadnym stopniu nie wpływała na proces twórczy) Wink

jurgens napisał:
Michał - dowodząc tezy dajesz przykłady muzyki w której rzeczywiście kwestia wymowy jest pomijalna, bo nie ma szansy na to by w 40 głosowym utworze był słyszalny tekst.
Jednak kompozytorzy komponowali też utwory o mniejszej ilości głosów, gdzie tekst nie ginie już całkowicie.


Gdybyś uczciwie ustosunkował się do wszystkich przedstawionych przeze mnie argumentów, zauważyłbyś także inne przykłady - czterogłosowe msze Ockeghema, Josquina i Janequina, w których obojętność kompozytorów wobec brzmieniowych walorów łaciny manifestuje się w inny sposób.

Widzę jednak, że stoisz twardo przy swojej koncepcji i żadne racjonalne argumenty nie są już w stanie Ciebie przekonać, iż ten aspekt wykonania średniowiecznej i renesansowej polifonii nie ma żadnego znaczenia w sensie sumiennego oddania kompozytorskich idei.

jurgens napisał:
Akurat nieszczęśliwie się składa, że proponowane przez Ciebie podejście jest praktykowane w 99% wykonań w Polsce - czyli po prostu śpiewamy z polską łaciną wszystko co popadnie.

Tak się akurat szczęśliwie składa, że "proponowane" przeze mnie podejście jest praktykowane w 99% wykonań na całym świecie - Anglicy jadą po swojemu "wszystko co popadnie" (nawet jeśli wykonują Missa pulcherrima naszego Bartłomieja Pękiela Wink), Włosi po swojemu, Niemcy po swojemu, Hiszpanie po swojemu itp.

jurgens napisał:
Dlatego też wydaje mi się, że lepiej aby wykonawcy rozstrzygali ten temat analizując konkretny przypadek utworu i kompozytora niż posługiwali się argumentem mówiącym, że tak jak robiliśmy do tej pory jest dobrze i nie ma co się nad tematem zastanawiać.


Zastanawiać się i kombinować nikt oczywiście nie zabrania Smile
Ja się zastanowiłem, i dla mnie ten problem już nie istnieje - wolę skoncentrować się na innych zagadnieniach dotyczących wykonawstwa muzyki dawnej.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 21:08, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
jurgens
Administrator



Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 1634
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ożarów Maz.

PostWysłany: Nie 23:25, 31 Maj 2009    Temat postu:

Michał napisał:
jurgens napisał:
...i po prostu przy komponowaniu musieli mieć w głowie brzmienie głosek.

A ja właśnie starałem się wykazać, że tak nie było (w tym sensie, że barwa zgłosek w żadnym stopniu nie wpływała na proces twórczy) Wink


Dla mnie jest to dziwne jeśli kompozytorzy stosujące pewne zabiegi o których sam wspominasz w twórczości świeckiej, a w religijnej potrafią się oprzeć pokusie aby tych zabiegów nie spróbować i nie zastosować. Dla mnie jest dziwne bo takie zachowanie jest sprzeczne z naturą człowieka - a na pewno człowieka renesansu.

Michał napisał:

Tak się akurat szczęśliwie składa, że "proponowane" przeze mnie podejście jest praktykowane w 99% wykonań na całym świecie - Anglicy jadą po swojemu "wszystko co popadnie" (nawet jeśli wykonują Missa pulcherrima naszego Bartłomieja Pękiela Wink), Włosi po swojemu, Niemcy po swojemu, Hiszpanie po swojemu itp.


Ale to nie świadczy wcale za takim podejściem. 99,99% ludzi na świecie w ogóle nawet nie kojarzy w czym jest problem i o czym mu tu dyskutujemy, co nie znaczy, że nie jest to warte dyskusji. Zupełnie czym innym jest świadomy wybór polskiej łaciny a czym innym jest śpiewanie bez zastanawiania się nad tematem, bo inaczej się nie potrafi, albo nawet się nie wie że można inaczej. Potem takiego podejścia powstają płyty/koncerty gdzie po polskiej łacinie, mamy utwory w polskim angielskim, francuskim i polskim niemieckim.

Jeśli pracujemy i doskonalimy swój aparat wykonawczy w zakresie brzmienia dźwięku, aparat słuchowy w zakresie słyszenia dźwięku, oraz wspomagające sprzęty audio-wideo, to dziwnym wydaje się pozostawienie umiejętności fonetycznych na poziomie naturalnym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vox humana




Dołączył: 15 Wrz 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 19:38, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Ja tylko nieśmiało wtrącę, że, co prawda, choć nie posiadamy żadnego, jak to ktoś ujął, nagrania video z zarejestrowanymi dźwiękami, jednak wiedzę o kształcie łaciny w poszczególnych wiekach dają nam PRZEDE WSZYSTKIM języki narodowe.

Klasyczna łacina (~III-I pne.) to właściwie w 100% restytucja - kształt zbliżony do wymowy niemieckiej. Czyli każde 'c' jest wymawiane jako 'k' (vide: całkowity zanik tej litery w tym czasie). Cóż nam o tym mówi? Choćby niemieckie słowo "Kaise[a]r" - 'Ceasar'. Każde "ae" wymawiane jako 'aj', podobnie z "oe". W licznych zapożyczeniach z tamtego okresu (choćby właśnie terytoria ziem podbitych przez Juliusza Cezara - Galia i okolice Wink ) mamy wyraźne odwzorowanie tego wzorca.

Kiedy "c" zaczęto czytać jako 'c' lub 'cz'? Dokładnie nie wiadomo. Zapewne schyłek starożytności, Wędrówki Ludów i te sprawy. Z całą pewnością w średniowieczu istniała wymowa "włoska", obejmująca Płw. Apeniński. Nie należy zapominać, iż Hiszpania to wówczas tereny o znacznych wpływach muzułmańskich - stąd charakterystyczne zmiękczenia - 'Hesus' - Jesus.

Osobiście podoba mi się (z przyzwyczajenia? z brzmienia?) polska tradycyjna wymowa z aberracjami 'c'. Ideałem jest klasyczna łacina, a więc restytuowana. W niej jednak można porozkoszować się pięknem brzmienia Cycerona, jest o wiele mniej wygodna do śpiewania od tej "polskiej". Przynajmniej dla mnie, cóż, kwestia gustu. Jeśli chodzi o to wymawianie "włoskie" czy już nie daj Boże "francuskie" - zupełnie mi to nie leży. Nie zapominajmy, że włoski to tylko wulgarna (=plebejska) odmiana łaciny z wieloma naleciałościami. Ładnie brzmi, to fakt, ale jako odrębny język.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chor.fora.pl Strona Główna -> Warsztat Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin